Ostatnio kilka razy usłyszałam, że moje dzieci są grzeczne. Przytoczę Wam kilka przykładów, ale proszę nie zarzucajcie czytania z myślą, że się przechwalam. Dobrnijcie do końca tekstu, a zrozumiecie dlaczego go napisałam.
Zdarzyło, że musiałam zabrać Tosieńke i Stasia ze sobą do pracy. Klientka, mama półrocznej dziewczynki, pytała jakie książki na temat wychowania czytałam, że mam tak grzeczne dzieci.
Ze znajomym na FB miałam taką rozmowę:
– co do dzieciaków to jesteś naprawdę super Matką 🙂
– nie jestem, ale nad tym pracuję
– szczególnie widać jak zajmujesz się dziećmi
masz super podejście bardzo mi się to podoba 🙂
– Wiesz jak to widać
na zewnątrz zawsze jest lukier
– nie nie zawsze…
– a w środku…
– obserwuje inne matki
ty jesteś stabilna
dzieciaki wiedzą czego się mają trzymać
wiem że żaden ze mnie autorytet ale to co mówię wynika z tego co widzę 🙂
Inna korespondencja z FB. Słowa, które napisała znajoma po ukazaniu się tekstu „Jestem w ciąży 🙂 I już nie jestem…” :
– Jesteś cudowną matką i jesteś w stanie obdzielić swoja miłością nie tylko 3 dzieci ale nawet 5 (zazdroszczę Ci cierpliwości spokoju mój Tomek do dziś wspomina że właśnie tak powinno wychowywać się dzieci…a nie jak my w stresie i nerwach) załóż rodzinny dom dziecka to własnie tacy ludzie jak Wy powinny ratować te biedne dzieciątka i obdarzać ich ciepłem i miłością.
– Oj, miło Agnieszko, że w ogóle jeszcze o nas pamiętacie. Niestety do tej idealnej matki to mi daleko i na pewno o tym za jakiś czas napiszę.
Innym razem sąsiad zagadnął, że Tosia i Staś grzeczne i ładnie bawią się razem.
Ostatnio nawet Dawid powiedział „Nasze dzieci, to anioły”. A wierzcie mi raczej należny do tych którzy się czepiają o wiele rzeczy, a bo za głośno, a bo nie uważasz …
Cieszyły mnie te słowa, ale jednocześnie czułam się też z nimi źle. Wiedziałam, że inni nie wiedzą o mnie wszystkiego, że widzą tylko ten lukier na ciastku, a tu w środku zakalec. Nie wiedzą jaką naprawdę jestem mamą. Miałam wrażenie, że ktoś widzi coś czego nie ma. Może przesadzam, ale wtedy tak to odczuwałam.
I wiecie co? Wiem teraz, że mam ogromne szczęście, bo rzeczywiście mam cudowne dzieci i staram się być dla nich jak najlepszą mamą. Ostatnio Antoninka mi powiedziała „Ja będę lepszą mamą od Ciebie.” Po chwili dodała „Ale Ty też jesteś dobrą mamą.” Początkowo zrobiło mi się przykro, ale sobie pomyślałam, że przecież ja teraz pracuję nad tym, żeby rzeczywiście ona była lepszą mamą ode mnie, żeby nie popełniała moich błędów.
Jeśli czytaliście „Biję bo … kocham” wiecie, że jestem przeciwniczką kar cielesnych, nawet klapsów, ale miałam niestety inny problem. Wiem, jestem tylko mamą, która pracuje, opiekuje się dziećmi, ma na głowie dom i się nie wysypia. I czasami może wybuchnąć jak bomba, ale ja czułam, że coś jest nie tak. Nie godziłam się z moim zachowaniem. Uważałam, że w większości przypadków przesadziłam, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Wybuchałam jak wulkan i to właśnie najczęściej na Antoninkę. W większości przypadków moja reakcja była nieadekwatna do wydarzenia. I bądźmy szczerzy, tu nie było winy dzieci, tu była moja nieumiejętność poradzenia sobie z emocjami, które mnie dopadły w danym momencie. Kiedyś zobaczyłam się w lustrze jak krzyczę. Uwierzcie mi, nawet jak nie byłoby dźwięku, to można byłoby się przestraszyć. I aż cisną mi się łzy do oczu jak o tym piszę. Już lecą, ale to chyba dobrze. Kocham moje dzieci i wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić. Przepracowałam to, a w zasadzie nadal nad tym pracuję. Okazuje się, że wzorzec wynosimy z rodzinnego domu. Jeśli przez kilka, a nawet kilkanaście lat żyjemy w krzyku, awanturach, to jest to dla nas naturalne zachowanie. To nie jest tak, że teraz nie krzyknę na dzieci. Oczywiście, że mi się zdarza, ale to już nie jest ten krzyk, to raczej podniesiony głos. We mnie nie ma wewnętrznego konfliktu, że coś jest nie tak. I Antoninka ostatnio mi powiedziała „Mamo jak Ty krzyczysz, to ja się już nie boję”. Ona jest taka mądra 🙂 Zmieniam się i dobrze mi z tym, bardzo dobrze 🙂
I widzę też zmianę w moich dzieciach. Był moment, że Tosieńka zaczęła się zachowywać tak jak ja. Najczęściej krzyczała na Stasia, bo mały i nie będzie reagował. I gdybym się nie zmieniła pewnie dalej pielęgnowałaby taki wzorzec i weszłaby z takim bagażem w dorosłe życie. Cóż, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ile w tym prawdy. Dlatego warto przejrzeć się w dziecku jak w lustrze i na chwilę zastanowić się nad sobą.