Ona piękna i młoda (to nie o mnie), a on uwodzicielsko przystojny (jak nie wiecie jak taki mężczyzna wygląda, to klik). Poznają się w pracy, albo lepiej u znajomych, gdzie rozmawiają ze sobą cały wieczór. Następnego dnia on opowiada kumplom jaką laskę poznał, a ją pyta przyjaciółka „Skąd ta zmiana? Czy ty się czasem nie zakochałaś?”. Widują się oczywiście często, bo przecież nie mogą bez siebie żyć. Z ich ust wydobywają się pełne czułości słowa: moje kochanie, misiaczku, serduszko, kotku, słoneczko, moje szczęście, kruszynko, pączusiu, tygrysku, skarbczyku… No dobra, starczy tego słodzenia. I tak powstaje temat do telenoweli.
Kolejny etap
Jaki jest kolejny etap? Tego się pewnie domyślacie, ale jeśli nie, to wam podpowiem.
Wyglądają zjawiskowo. On w garniturze koloru atramentowego prezentuje się męsko. I do tego jeszcze muszka, która dodaje mu elegancji. Natomiast ona? Ona błyszczy niczym gwiazda w długiej, haftowanej sukni ślubnej. To jest ten wyjątkowy, piękny dzień, który tak skrupulatnie planowali. Potem podroż poślubna na Mazury. No co? Tak lubią. No dobra, niech będzie Majorka, ale to nic wyjątkowego. Życie to bajka, mogłoby się wydawać.
Powrót do rzeczywistości
Teraz są nierozłączni, tak jak chcieli. Spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. W sobotę rankiem on wyskakuje po świeże rogaliki i przygotowuje śniadanie do łóżka.

Natomiast w niedzielę wpadają rodzice i ona serwuje swoje popisowe danie.
Często spotykają się ze znajomymi, ale czasami wychodzą osobno. On wyskakuje z kumplami na piwo, a ona na pogaduszki z koleżankami.
Dwa lata później
Ich maleństwo ma już dwa miesiące. Są zakochani w swojej malutkiej córeczce. Tylko ona poświęca jej więcej uwagi niż jemu, hmmm. Nie zawsze już jest pięknie ubrana i wymalowana. I jak jest niewyspana, to robi się marudna. Już nie wychodzą tak często jak kiedyś.
Cztery lata później
Cóż za szczęście, druga córeczka. To, że nie ma już śniadań do łóżka nie muszę wam chyba pisać. I, że budzą się w łóżku w czwórkę, chyba też nie.
Lata mijają
Są szczęśliwi, ale … On coraz więcej pracuje i nie ma czasu dla rodziny. Ona jest przemęczona domowymi obowiązkami, zabawami z córeczkami. Coraz częściej dochodzi między nimi do ostrej wymiany zdań. On zarzuca jej, że rozpieszcza dzieci, a ona jemu, że jest dla nich za surowy. Już nie jest tak bajkowo.
Atmosfera jest coraz bardziej napięta i nerwowa. On krzyczy, dzieci płaczą, ona krzyczy na niego. I tak w kółko. Do tego dochodzą jeszcze problemy dna codziennego i bywają dni, że nie mają ochoty nawet na siebie patrzeć, a co dopiero rozmawiać. Życie, a nie bajka.
To tylko wymyślona historia, ale może odnajdziesz się troszkę w niej, a może nie.
Pytanie
Pytanie tylko co dalej z tym zrobić. Jeśli czujesz się dobrze w tej aurze przeplatanej czułościami i krzykiem, to ok. Mnie to uwierało. Wiedziałam, że:
– po pierwsze, obydwoje mamy mocne, trudne charaktery,
– po drugie, nasze zachowanie to odzwierciedlenie tego co wynieśliśmy z domu rodzinnego. Zachowujemy się tak czy inaczej nawet jak nam to nie pasuje. Mamy to po prostu zapisane.
– po trzecie, bez osoby trzeciej się nie obejdzie, bo nasze próby porozumienia kończyły się jeszcze większymi kłótniami, albo dniami milczenia.
Działanie
Postanowiliśmy spróbować z pomocy osoby trzeciej, i wiadomo, że nie chodzi tutaj o ciocię czy wujka, ale o… TERAPEUTĘ. Tak, terapeutę, psychologa, psychoterapeutę.
Kilka wskazówek
Czy do terapeuty idziemy w momencie kiedy wszystko się wali?
I tak i nie. Jeśli wszystko jest dobrze nawet nie poczujecie potrzeby, żeby pójść na terapie. Jednak kiedy czujecie, że coś w waszym życiu nie funkcjonuje tak jak należy, to warto. I to wcale nie musi chodzić o złe relacje z mężem, żoną czy dziećmi. Może po prostu musisz przepracować coś co ciągnie się za wami od dzieciństwa.
Jakiego terapeutę wybrać?
Dobrego. Jak to ocenić? Poczytać, popytać. My trafiliśmy na naszą terapeutkę z polecenia. Udało się, ale mogło się okazać, że na pierwszej wizycie stwierdzilibyśmy, że nam nie pasuje ta osoba, to wtedy szukalibyśmy dalej. Terapeuta musi nam odpowiadać.
Jak wygląda pierwsza wizyta?
Na pierwszej wizycie terapeuta przeprowadza wywiad o was, o waszej rodzinie. Opowiadacie też o tym co spowodowało, że podjęliście decyzję o wizycie u psychologa.
Jak często są wizyty?
My mamy co dwa tygodnie. Kiedyś jak miałam terapię indywidualną chodziłam co tydzień.
Jak długo trwa terapia?
Nasze spotkania trwają około godziny i odbywać się będą na pewno przez dłuższy czas. Cóż, przez miesiąc nie przepracuje się poważnych tematów. Tym bardziej, że w trakcie mogą wyjść różne kwestie. Pamiętam jak kiedyś po roku trwania terapii nie miałam już o czym rozmawiać, to znaczy nie miałam jakiegoś problemu do poruszenia. Jak okazało się, że z kolejnego spotkania robi się spotkanie towarzyskie, to czułam, że jestem gotowa na zakończenie terapii.
Jakie tematy porusza się na terapii?
Wszystkie. Każdy przychodzi z innym bagażem i ma inne problemy. U nas na początku wyszła kwestia dzieci. I okazuje się, że jest to dość często temat kłótni nie tylko naszych.
Co daje terapia?
To jest magia. Naprawdę. Przynajmniej u nas tak to wygląda. Lepiej się dogadujemy, lepiej funkcjonuje cała nasza rodzina. Jest fantastycznie. Pamiętajcie jednak każdy jest inny i w innym tempie dokonuje zmian. Z różnymi problemami przychodzą ludzie.
Po co terapia, przecież można rozmawiać i bez psychologa?
Owszem można. I jeśli wam się udaje, to widać nie potrzebujecie terapeuty. Nam potrzebna była osoba, która spojrzałaby na nasze relacje zupełnie obiektywnie. Nasze próby porozumienia kończyły się z reguły jeszcze większa kłótnią, nikt nie chciał popuścić. Terapeuta nie mówi nam co mamy robić, słucha nas, komentuje, a my wyciągamy wnioski.
Czy terapia jest dla każdego?
Dla każdego kto chce zmian na lepsze, kto nie boi się podjąć wyzwania i poruszać też trudne tematy. Dla każdego, kto nie tkwi zatwardziale w przekonaniu, że tylko jego prawda jest najprawdziwsza, i że jest najlepszy na świecie. Osobom żyjącym w przeświadczeniu, że tylko one mają rację trudno dokonać zmian, ale nie jest to niemożliwe. Jednak może się okazać, że po pierwszym spotkaniu stwierdzą, że terapia nie jest dla nich. Przyda się trochę pokory.
Terapia to wstyd
Ja nie mam z tym problemu. Uważam, że należy mówić o tego typu tematach, które mogą komuś pomóc. Cieszę się, że robię coś dla siebie i swojej rodziny. Cieszę się, że będę lepszą żoną i lepszą mamą.
To tyle na ten temat z mojej strony. Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie, na pewno odpiszę.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ.
Polub moją stronę na Facebooku www.facebook.com/coolpaki
Zajrzyj na mój Instagram www.instagram.com/coolpaki.pl
Czasami codzienność sprawia, że oddalamy się od siebie, obowiązki, zmęczenie, brak czasu. Warto dbać o małe gesty, drobne słowa które budują 😉
Faktycznie samo życie. Moim zdaniem zawsze jest warto walczyć o swoją rodzinę! Pozdrowienia
To trudny temat, w każdym związku są wzloty i upadki. Pytanie, jak bolesne? Każda para ma swoją historię i nieraz bez pomocy się nie obejdzie. Gorzej, jeśli jedna z osób nie widzi takiej potrzeby.
To jest najtrudniejsza sytuacja jak jedno chce, a drugie nie. A żyć w takim stanie jak jest jest ciężko.
Kiedy to samo spotyka ludzi z dorosłymi dziećmi, bajka trwa niczym niezakłócona:) Gratuluję mądrej decyzji, kiedyś znowu będzie więcej czasu tylko dla Was. Pozdrawiam.