Antoninka urodziła się w kwietniu. Uważam, że to dobrze, dzieci z pierwszej połowy roku mają lepiej jeśli chodzi o aspekt edukacyjny. Tosieńka zawsze sobie dobrze radziła w przedszkolu. Z resztą w żłobku już też, i trafiła w przedszkolu do grupy trzy-/czterolatków.
Staś jest z listopada i już w żłobku, a potem w przedszkolu widziałam różnicę tych kilku miesięcy między nim, a pozostałymi dziećmi. W przedszkolu jest najmłodszy z rocznika.
Na początku minionego roku przedszkolnego grupa, już pięcio/sześciolatków, Antoninki została podzielona. Sześciolatki poszły do sześciolatków, a pięciolatki jeszcze rok zostały w pięciolatkach. Niektórzy rodzice zdecydowali, aby pięciolatka/kę posłać do starszej grupy. Ja tego nie zrobiłam. Dlaczego? O tym może za chwilę.
Opinia nauczycielki
Bardzo często słyszałam pochlebne słowa na temat Antoninki, że jet bystra, że pięknie się wypowiada, że studentki, które przychodzą na praktyki są pod wrażeniem zasobu jej słownictwa.
To z jednej strony, a z drugiej, że nie potrafi wysiedzieć na miejscu i jak nauczycielka czyta książkę i dzieci siedzą w kółeczku na dywanie, to Tosieńka sobie krąży po sali. Jednak jak zostanie zadane pytanie na temat książki, to nie ma problemu z odpowiedzią, i często udziela bardzie wyczerpujących odpowiedzi niż dzieci siedzące w kółeczku i „słuchające”.
Pod koniec tego roku przedszkolnego usłyszałam, że Antoninka dałaby sobie radę w szkole.
Nie żałuje swojej decyzji
Znam swoje dziecko i widzę, że ma zapał do nauki. I od dawna też słyszałam, że już tak bardzo chce iść do szkoły. Dlaczego więc jej nie posłałam?
Po pierwsze uważam, że zabiera się dziecku rok dzieciństwa, beztroski. Rok biegania po podwórku, siedzenia na dywanie i bawienia się zabawkami w przedszkolu zamienia się na siedzenie w ławce, odpowiedzialność, samodzielność, punktualność, naukę, noszenie ciężkiego tornistra z książkami i zeszytami.
Po drugie, o ile dziecko może być gotowe pod względem intelektualnym, poznawczym do szkoły, to często nie jest gotowe emocjonalnie.
Powiedzmy, że na dwa pierwsze powody mogłabym przymknąć oko, bo skoro Antoninka chce, i skoro dałaby sobie radę, to trzeci powód był dla mnie najważniejszy, choć najbardziej oddalony w czasie.
Po trzecie dzieci, które idą w wieku sześciu lat do szkoły mają potem problemy w nauce w czwartej klasie, kiedy zmienia się system nauczania: zmieniają się nauczyciele, dochodzi przedmiotów, lekcje odbywają się w różnych salach. Nie ma już pani, która rozumiała, ze dziecko jest rok, a może nawet dwa lata młodsze (jeśli jest z końca roku) od rówieśników. Problem jest poważniejszy w przypadku chłopców, bo nie jest tajemnicą, że rozwijają się wolniej od dziewczynek.
Dzieci, które dobrze uczyły się przez pierwsze trzy lata zaczynają w czwartej klasie mieć problemy z nauką. Rodzice wtedy robią co mogą, czyli najczęściej załatwiają korepetycje z przedmiotów, z którymi dziecko ma problemy.
Może Antoninka uniknęłaby tych problemów, ale pewna być nie mogę, dlatego oszczędzę je tego stresu, bo jeszcze niejednokrotnie będzie musiała stawić mu czoła.
Dwa mniej istotne powody
Są jeszcze dwa mniej istotne powody, które nie są bezpośrednio związane z Tosieńką, a raczej z naszą wygodą.
Mianowicie jeszcze przez rok będziemy wozić dwójkę dzieci do tej samej placówki, co jest niebywałym udogodnieniem. Z drugiej strony Antonika i Staś nawet w przedszkolu bawią się ze sobą jak są w tym samym czasie na placu zabaw, więc jeszcze przez rok będą mieć taką możliwość.
Poza tym łatwiej nam planować wyjazdy w trakcie roku, bo dzieci jeszcze wiele nie tracą. Choć spotkałam się już z opinią, że spokojnie można sobie jeszcze podróżować w trakcie trwania roku szkolnego w klasach od jeden do trzy. Potem już trzeba przystopować.
Dla mnie to wszystko jest ważniejsze niż własne ambicje.
Dokładnie. Nie ma sensu przedkładać własnych ambicji nad dobro dziecka.
Oj, ja nie mam takich ambicji, żeby się chwalić, że moje dziecko daje sobie radę w szkole jako sześciolatek.