To była niespodzianka dla dzieci. Rano wstałam ogarnęłam mieszkanie, powiesiłam girlandy i balony. Tosieńka jak to zobaczyła była zachwycona. Stasiowi też się podobało, choć mniej okazywał swój zachwyt.
Przygotowania jakby miał to być jakiś wielki bal, a to tylko znajoma z dziećmi miała wpaść na kawę. Nasze dzieci bardzo się lubią, a dawno się nie widzieliśmy. Nam, mamom, też świetnie rozmawia się, więc sama czekałam na to spotkanie.
Trzymałam, to w tajemnicy przed dziećmi jakbym coś przeczuwała. Dzień wcześniej Tosieńka jakoś niewyraźnie wyglądała, a jak się przebudziła zaczęła troszkę kaszleć. Cieszyłam się, że nic nie wspominałam dzieciom o gościach, nie chciałam żeby były zawiedzione, że nic z tego nie wyszło. Jeszcze bardziej nie chciałam stawiać gości przed faktem choroby Tosieńki, choć nie było po niej widać, że cokolwiek jej dolega. Jak zwykle była pełna energii.
Napisałam do znajomej sms-a. Nie wiedziałam co dokładnie mam napisać. Nie chciałam żeby pomyślała, że się wykręcam od spotkania. Choć z drugiej strony mamy tak dobry kontakt, że jakbym jej napisała, że mam zły dzień i nie chcę się spotykać, to też by zrozumiała. Nie wiedziałam czy ona mówiła dzieciom, że do nas przychodzą. Nie chciałam żeby one czuły się rozczarowane. W końcu wysłałam wiadomość takiej treści,
„Kasieńko, piszę do Ciebie z informacją, ze po wczorajszym spacerze Tosieńka trochę niewyraźnie dzisiaj wygląda. Musisz zdecydować czy przychodzicie. My czekamy.”
W odpowiedzi otrzymałam,
„Przyjdziemy na troszkę, jeśli Tosieńka na salach. I też tylko z Julcią, bo Michaś w nocy zaczął kichać. Katar ma i nie chciałabym żeby was zaraził. Niczego nie przewidzimy niestety. A tak się cieszył, że zobaczy w końcu Stasia.”
Nasza sms-owa konwersacja się nie skończyła, bo odpisałam,
„Kasiu, możesz wziąć Michasia. No chyba, że się źle czuje.”
W końcu wspomniałam dzieciom, że będziemy mieć gości, ale nie zdradziłam kogo. Kasia nie odpisała. Nie wiedziałam jaka decyzja zapadła.
Po godzinie dzwonek. Otwieram drzwi, a tam stoi cała trójka: Kasia, Julka i Michaś. Tatusiowie, z dwóch stron, tego dnia byli nieosiągalni.
Jaka była radość dzieci, i jaka potem zabawa, występy, i kłótnie chłopców o zabawki, tego nikt nie opisze.
To miała być tylko szybka kawa, a było tak super, że goście jak przyszli około jedenastej, to wyszli po dwudziestej drugiej. I wszystkim było ciężko się rozstać, ale tutaj górę wziął matczyny rozsądek.
Rozsądek?
Dziwisz się, bo kto zaprasza do siebie gości jak dziecko jest chore? I kto zaprasza do siebie chorych gości?
Otóż ja!
Czy każdego? Oczywiście, że nie. Zakładam, ze jeśli ktoś jest „obłożnie” chory, to i tak z łóżka się nie ruszy.
Wychodzę z założenia, że i tak nie mam gwarancji czy dzieci nie załapią choroby na spacerze, w sklepie, w sali zabaw, w przdszkolu. Nie ochronię ich przed tym.
Nawet jeśli odwiedzi nas ktoś „zdrowy”, to nie mamy gwarancji, że nie zaraża.
Na stronie www.hellozdrowie.pl czytamy na temat zarażenia przeziębieniem:
„Jeszcze zanim przeziębienie ujawni swoje pierwsze symptomy, wirusy – głównie rinowirusy, najpowszechniejsze drobnoustroje wywołujące typowe przeziębienie – już działają w naszym organizmie. To, że jeszcze nie cieknie nam z nosa, a gardło nie szczypie, nie oznacza, że jesteśmy szczelnym inkubatorem zarazków. Niestety już wtedy rozsiewamy to, czego nikt sobie nie życzy.” Jak podaje portal WebMD, zarażamy od około jednego dnia przed pojawieniem się objawów do 5-7 dni od początku ich trwania. A dzieci, u których część objawów utrzymuje się zwykle dłużej niż u dorosłych, zarażają nawet dłużej. Jednak największa zakaźność przypada na pierwsze dni przeziębienia, bo to wtedy najwięcej kaszlemy, najczęściej wycieramy nos i zostawiamy patogeny, np. na przedmiotach codziennego użytku.”
Natomiast na stronie www.mp.pl czytamy na temat rozsiewania grypy:
„Od zakażenia do wystąpienia objawów grypy upływa 1—7 dni (średnio 2 dni). Dorosły chory może być źródłem zakażenia 1 dzień przed i 3—5 dni po wystąpieniu objawów grypy (czasem nawet do 10 dni), a małe dzieci kilka dni przed i ponad 10 dni po wystąpieniu objawów choroby (zakaźność jest tym większa, im wyższa jest gorączka; utrzymuje się do 24 godzin od momentu ustąpienia gorączki).”
Moje podejście wynika z fakty, że Tosia i Staś nie należą do dzieci chorowitych. Nigdy nie chorowały na nic poważnego, nigdy nie były w szpitalu.
Jeśli jesteś innego zdania, rozumiem. Każde dziecko jest inne i każdy rodzic jest inny.
Podejście każdego rodzica wynika z jego doświadczeń, z tego czy dziecko jest chorowite i czy przechodziło jakieś poważne choroby.
Niezależnie od tego czy Wasze dzieci zaliczają się do tych odpornych czy do tych chorowitych życzę Wam jak najwięcej tych zdrowych dni 🙂
Jak podobają Ci się tematy, które poruszamy zapraszam zaglądaj do nas na www.coolpaki.pl
Na naszym fanpage’u na FB zawsze znajdziesz informację o pojawieniu się nowego tekstu i sporo śmiesznych i życiowych sytuacji.
Zajrzyj na nasz Instagram
Kilka lat temu nie pozwoliłabym sobie na przyjście z kichającym i zakatarzonym dzieckiem w odwiedziny do innych dzieci. Niechętnie też takie dzieci gościłabym u siebie, a często się zdarzało, że rodzice nawet nie informowali, że ich dziecko jest chore i stawiali nas przed faktem dokonanym. Dzisiaj, biorąc pod uwagę opinie naszego lekarza, który od dawna nas uświadamiał, że infekcja zanim wystąpi objawowo rozwija się 3 dni, a od niedawna, że właśnie najbardziej zarażamy w czasie jeszcze bezobjawowym, moje podejście stało się bardziej liberalne. Ale to, co dla mnie jest absolutną koniecznością, to fakt zaistniały w powyższym tekście. Miejmy szacunek dla gości nas odwiedzających i tych, których odwiedzamy i zapytajmy, czy ten drugi rodzic także zgadza się na takie odwiedziny. Nigdy nie znamy całej sytuacji do końca, ani obaw drugiego rodzica. A może dzieciątko, które chcemy odwiedzić jest dopiero co po antybiotykoterapii i w tej sytuacji ja nie chciałabym go narazić na ewentualną możliwość zainfekowania.
rozsądek matczyny to skarb 🙂 tak jak piszesz można dmuchać na zimne , ale to i tak może się nie sprawdzić, a dziecko jkoś musi tę odporność nabyć, nie stanie się to przez izolację od wszelkiej zarazy. Pozdrawiam 🙂
Intuicja to coś co mają mamy. I powinnismy jej słuchać. Choć czasem serce podpowiada inaczej, rozum inaczej 🙂
I choć czasem może zawieść. Życie….
Nie jesteśmy w stanie przewidzieć i przeciwdziałać wszystkiemu… zwłaszcza jak o zdrowie dzieci chodzi ;-p
Jak zawsze zdrowia życzymy! 🙂
Moim zdaniem bardzo dobrze robisz 🙂 oczywiście, dobrze rozumiem matkę, której dwójka, trójka czy więcej dzieci właśnie skończyli długi chorobowy cykl i ona się boi kolejnego, więc odmawia wizyty. Sama jednak zdaję sobie sprawę, że dziecko zarazić się może nawet na klatce schodowej, więc odwiedzające nas zakatarzone dziecko mi niestraszne 🙂
Początkowo miałam luźniejsze podejście do chorych osób, które miały kontakt z moim synem. Odwiedzaliśmy rodzinę z chłopcem w wieku szkolnym, który miał katar, stwierdziłam, że to nic takiego, może nie zachoruje. Niestety zachorował i to nie jeden raz – po kolejnej wizycie u nich również syn był chory… Najgorzej szkoda było mi mojego dziecka, nie mógł dobrze oddychać, nie mógł dobrze ssać, widać było, że się strasznie męczył. Przez tydzień praktycznie nie spałam, bo katar utrudniał mu oddychanie i bałam się, że coś mu się stanie w nocy. Teraz syn ma 13 miesięcy, nadal ma kontakt z chorymi dziećmi, jednak na ograniczonych zasadach. Mimo wszystko nóż mi się w kieszeni otwiera, jak choroba jest przed nami zatajana (tak – niestety zdarzało się i tak) lub nie zostajemy poinformowani…
Jeżeli w przyszłości miałaby taka sytuacja jak Twoja Asiu to wypisz wymaluj sms brzmiałby tak samo jak Twój 😉
Temat na czasie poruszyłaś. Biorąc pod uwagę panującą epidemię – nie wiem gdzie dzieciaki trzeba byłoby trzymać żeby nic nie złapały 🙂 Zdrowy rozsądek i uczciwe postawienie sprawy – tak jak Ty to zrobiłaś – najważniejsze 🙂
Super podejście 🙂 Też takie próbuję wdrożyć. Niestety moja mama się strasznie wtrąca i dąży do tego, żebym moją córeczkę pod kloszem trzymała. Najlepiej, żebym z nią nigdzie nie wychodziła. A ja jako, że wprowadziłam dwujęzyczność zamierzoną szukam kontaktu z podobnymi dziećmi. Kontakt musi być 🙂
Nam się zdarzyła sytuacja, że nie zostaliśmy powiadomieni, że nasi gospodarze są od trzech dni chorzy. Przyjechaliśmy na miejsce, a wszyscy tacy bladzi i niewyraźni. Wreszcie się przyznali, że u nich w domu panuje straszna jelitówka. Efekt był taki, że niecałe 12 godzin później wylądowałam z odwodnionym dzieckiem w szpitalu, bo musiał przyjmować kroplówki 🙁
W sumie katar czy delikatny kaszel dzieci mają prawie non stop i tylko w przypadku dopiero co odbytej antybiotykoterapii czy przykazania lekarza bym rezygnowała z zabawy dwóch dzieci, któr©e dopiero „niewyraźnie wyglądają”.
Nie jestem zwolenniczką sytuacji skrajnych. Nie popieram rodziców, którzy trzymają pod kloszem, bo nie daj Boże będzie jeszcze gorzej oraz tych, którzy nawet nie zastanawiają się nad konsekwencją wysyłania chorych dzieci do przedszkoli czy do innych dzieci w odwiedziny. Rozsądek, przemyślenie sytuacji, analiza, nie wpadanie w paranoje.
Dlatego zawsze, gdy panują epidemie zachorowań ja staram się zostawać w domu.
Mam takie samo podejście do takich sytuacji jak ty. Co bybylo gdybyśmy to my mamy miały katar to co mamy z domu się wyprowadzić aby nie zarazić swoich dzieci.
Ja nie jestem jakoś przeczulona na tym punkcie – zawsze przyjmuję gości. Dziecko może zarazić się wszędzie – w sklepie, w przedszkolu, etc.
To ja z tych bardziej przeczulonych… Ale scyzoryk mi sie w kieszeni otwiera kiedy ktoś właśnie stawia mnie przed faktem dokonanym! Zwłaszcza w związku z faktem iż mój straszak “zobaczy chore dziecko” i już jest chory… w tamtym roku obdarowano nas mononukleozą -starszak 2,5 roku diagnoza dopiero w szpitalu, pobyt 5 dni, ja w szóstym miesiącu ciąży razem z nim; w szpitalu złapał rsv z którego rozwinęło się zapalenie oskrzeli, na dokładkę ostra biegunka polekowa, znow szpital -nawadnianie… w tym roku z kolei pojechaliśmy z wizytą do dziadków z którymi mieszka trójka dzieci brata mojego męża, szwagierka nie zająkneła się jakoby coś było nie tak, po dwóch dniach moi chłopcy chorzy -bostonka, za dwa kolejne dni ja 41st gorączki bostonka ostry przebieg. Skąd? Jak się potem okazało od nich… wyleczyliśmy to świństwo, pochodziliśmy tydzień po dworku, pojechaliśmy na chrzciny -impreza rodzinna, znów te same dzieci, znów kaszlą… efekt u nas? Po paru dniach mąż i obaj chłopcy ostre zapalenie oskrzeli. Mnie jak dotąd oszczedziło. Więc jak widać we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek, przyzwoitość i szanować innych i nie przesadzać w żadną ze stron jak niektórzy…