Już jesienią planowaliśmy, że zimą wybierzemy się na narty. Ja wprawdzie nie jeździłam bagatela około osiemnastu lat, ale postanowiłam przypomnieć sobie jak to jest. Dawid miał krótsza przerwę, ale kilka lat też nie jeździł. Obydwoje z resztą nie byliśmy mistrzami jazdy na nartach i nigdy nie byliśmy na nartach razem. Mimo wszystko postanowiliśmy, że próbujemy my i dzieci też.
Do nauki wybraliśmy Beskidy, a konkretniej stoki w Brennej. Mieliśmy tam blisko, bo na nocleg zatrzymaliśmy się w Willi Wichrowe Wzgórza.
Tosieńka była chętna na jazdę. Wiedziałam, że przy wyciągu jest szkółka narciarska, ale niestety nie mieliśmy zarezerwowanego instruktora i okazało się, że nie ma nikogo wolnego, więc miejsce trenera zajął tatuś. Niestety skończyło się tak samo jak przy nauce jazdy na rolkach i rowerze. Jeden zjazd i płacz, że nie chcę. Widać nie każdy ma umiejętności do nauczania. Ja niestety z moimi narciarskimi zdolnościami nie podjęłam się wjechania z Tosią na stok. Przełożyliśmy więc naukę na następny dzień i zarezerwowaliśmy od razu instruktora.
Jednak okazało się, że jazda odbędzie się tego samego dnia. Jakieś dziecko w trakcie jazdy zrezygnowało i Tosieńka wskoczyła na jego miejsce.
Byłam pod ogromnym wrażeniem jak Tosieńka świetnie sobie radzi na stoku. Niedługo będzie jeździć lepiej ode mnie, choć o to akurat nie trudno 😉 Trafiliśmy też na świetną instruktorkę, która miała dobry kontakt z Tosieńką.
Kiepska jakość filmiku związana jest z tym, że miałam na rękach Stasia, który płakał, bo też chciał jeździć na nartach tak jak Antoninka.
Po krótkim czasie Tosieńka już sama wjeżdżała wyciągiem.
Podczas gdy Tosia zdobywała nowe umiejętności Stasiek bawił się w śniegu, bo na sankach niestety nie mogliśmy zjeżdżać, bo nie było gdzie.
Ale zabawa i tak była fajna.
Szczególnie w igloo, które odkrył tam Staś.
Jednak po jakimś czasie znudziła się Stasiowi zabawa i chciał jeździć na nartach tak jak Tosia. Postanowiłam porozmawiać z instruktorką na ten temat. Powiedziała, że takie dzieci też uczyła. Od razu dodała, że Staś raczej nie zapamięta tych umiejętności, ale w tym momencie nie o to chodziło. Umówiliśmy się na lekcje za trzy godziny, bo wtedy miała wolny termin. Pasowało mi to, bo Staś był śpiący i chciałam żeby w między czasie się przespał. Niestety nowe miejsce i emocje z nim związane spowodowały, że Stasieniek nie zasnął i jak dotarliśmy na stok, to był śpiący , zmęczony i marudny. Na stoku płakał i nie chciał jeździć. Skorzystałam na tym ja, bo zajęłam miejsce Stasia u boku instruktorki i podszkoliłam swoje liche umiejętności, a Staś zaraz zasnął na rękach u Dawida.
Czy za wcześnie podjęliśmy decyzję o jeździe na nartach w przypadku Stasia?Kiedy dziecko możne zacząć naukę jazdy na nartach? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Wtedy, kiedy po prostu jest na to gotowe, a każde dziecko będzie gotowe w rożnym momencie, bo każde rozwija się we własnym tempie. Jak zadałam instruktorce pytanie o wiek dziecka, to odpowiedziała, że najmłodszy jej uczeń miał 18 miesięcy. Dodała, że ważne jest aby dziecko potrafiło rozstać się z rodzicami, a w zasadzie z mamą, na czas nauki. Opowiedziała o przypadku kiedy dziecko wjechało z nią wyciągiem na górę i nie chciało zjechać bez mamy. Mama musiała się wdrapać do niego i być cały czas blisko.
Czy kupować dla dziecka sprzęt narciarski? Mało kto się chyba na to decyduje i wcale się nie dziwię. Na pewno na pierwszą jazdę warto wypożyczyć sprzęt, żeby się przekonać czy nasza pociecha nie będzie się bała i polubi jazdę. Przy wielu większych wyciągach są wypożyczalnie sprzętu. My z takiej też skorzystaliśmy. Fachowa obsługa punktu pomoże dobrać buty, narty i oczywiście obowiązkowo kask.
Tosieńce bardzo spodobała się jazda na nartach. Jak często powinna jeździć w sezonie aby nie zapomnieć tych umiejętności? Podobno raz w miesiącu, a najlepiej co dwa tygodnie. Czy nam się uda? Wszystko zależny od pogody 🙂 Staś niestety nie miał już okazji spróbować, bo sprawy rodzinne wpłynęły na nasz szybszy wyjazd.
Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że będziemy mogli razem spędzać czas na nartach 🙂
Powiem szczerze, że ja sama pomimo trzydziestki na karku nie tylko nie umiem jeździć na nartach, ale nawet nigdy nie miałam nart na nogach 😉 Jakoś nie kręcą mnie sporty zimowe, zdecydowanie wolę rower i bieganie wiosną i latem. Może to kwestia tego, że straszny ze mnie zmarzluch – więc gdybyśmy kiedyś planowali nauczyć naszego synka szusowania po stoku, to pewnie mój mąż się tym zajmie zamiast mnie 😉
My z mężem uwielbiamy narty i zaraziliśmy tym również naszych chłopców. Zaczęli obaj w wieku około 3 lat i faktycznie podpisuję się pod tym, że nie ma jakiejś konkretnej granicy – dziecko musi być na to gotowe i chcieć 🙂 W naszym przypadku ja pełniłam rolę instruktora, więc nie było problemów z rozstawaniem się. Teraz jeździmy bardzo często, nawet co weekend, a zdarza się że też w tygodniu. Już nie bardzo wyobrażamy sobie zimy bez nart 🙂 Pozdrawiam i zapraszam też do siebie na relację z kilku stoków narciarskich, które sprawdziliśmy 🙂
Chętnie przeczytam o tym gdzie warto pojeździć 🙂
Ja zaczynałem w wielu 2 lat. Mieszkaliśmy w górach, to rodzice mnie od małego uczyli. Przyznam, że nie żałuję tego 🙂
Zazdroszczę. Ja uczyłam się sama w wieku ok. 18 lat i to na trudnym stoku. Zraziłam się, ale próbuję 🙂
sympatyczny wpis i fajne fotki;)
Dawno nie widziałam takie ilości śniegu w jednym miejscu 🙂 A tak odnośnie do wpisu: jestem po trzydziestce i nigdy nie miałam na nogach nart, i prawdę mówiąc, wiem, że się nie zdecyduję na tę formę rekreacji, bo mnie nie kręci (pewnie połamałabym się od razu). Z drugiej strony myślę, że moje dziecko byłoby zachwycone tymi zjazdami i z pewnością – przy odpowiednim treningu – mogłaby szybko opanować tę umiejętność. W takich chwilach – kiedy ja nie chcę, ale może dziecko by chciało – posyłam męża na pole bitwy 🙂 Myślę, że jeśli trafimy kiedyś w górskie okolice, to będą próbować – ja zajmę się robieniem zdjęć 🙂
Pozdrawiam!
Dobrze, że są tatusiowie 😀 Moje umiejętności też są marne, ale fajnie byłoby pojeździć całą rodziną.
Świetny i trafny temat, bo mam podobny dylemat czy aby moje dzieci nie są za małe na naukę jazdy. Na szczęście zrozumiał już o co chodzi, dzięki za dobrą lekcję.
Mówi się, że minimum 4 lata, natomiast na stokach widać, że 3-4 latki sprawnie poruszają się po stoku,a sama jazda w ich wykonaniu wygląda tak naturalnie, jakby dzieciaki urodziły się nartach. Ogólnie według instruktorów z każdym rokiem od narodzin nabieramy różnych nawyków związanych z postawą, równowagą itp. Co za tym idzie przynajmniej w teorii im starsze dziecko tym trudniejsza nauka.
Moje dzieci zaczynały w wieku 5 lat jeździć z radością. Gdy wcześniej próbowaliśmy to niestety szybko się niecierpliwiły niepowodzeniami 🙂 Ale brawo dla was, że i tak chcieliście dzieciaki wcześnie wdrożyć. Zaprocentuje to na przyszłość na pewno 🙂