Już od dawna nie oglądam żadnych wiadomości w telewizji i nie śledzę informacji w portalach internetowych. Moim głównym informatorem na temat bieżących wydarzeń jest mój mąż. I dopiero jak zainteresuje mnie jakaś przekazana przez niego informacja, to szukam czegoś więcej na ten temat. Tak było i tym razem.
25 stycznia 2018 roku miało miejsce wydarzenie na skalę światową. Tomasz Mackiewicz i Francuzka Elisabeth Revol stanęli na szczycie Nanga Parbat, dziewiątego co do wysokości szczytu świata (8126 m n.p.m.). Osiągnięcie to było tym większe, że byli drugą ekipą, której udało się zdobyć tę górę zimą. Pierwszy raz dokonano tego zaledwie dwa lata wcześniej.
Jak ważne było to dla Mackiewicza może świadczyć fakt, że była to jego siódma próba zdobycia Nonga Parbat. Siódma i niestety zarazem ostatnia. Liczne odmrożenia, w tym rąk i nóg, choroba wysokościowa oraz ślepota śnieżna spowodowały, że schodząc nie mógł poruszać się o własnych siłach.
Jego towarzyszka pomogła mu zejść na wysokość 7250 m. Wiedziała, że nie może mu już pomóc i pozostawiła go w lodowej jamie z resztkami prowiantu i tlenu. Sama zmagając się z odmrożeniami zeszła na wysokość około 6700 m, gdzie oczekiwała na ekipę ratunkową.
Revol została uratowana i to dzięki niej wiemy, że wyprawa zakończyła się sukcesem. Ona i Mackiewicz stanęli na szczycie Nanga Parbat.
Niestety ze względu na fatalne warunki pogodowe ekipa ratunkowa nie mogła wyruszyć na pomoc Mackiewiczowi. Ostatecznie akcja została przerwana i zakończona.
Może to był najlepszy sposób w jaki może odejść ktoś zakochany w górach, zakochany w Nanga Parbat.
Nie oceniam, ale …
Ja, jako człowiek, która lubi chodzić po górach, ale dla której wejście na Giewont jest wyprawą ekstremalną nie rozumiem jak można wybrać się na tak ryzykowną wyprawę. Nie rozumiem, ale nie oceniam.
Ja, jako żona, nie rozumiem jak można zostawić kochaną osobę dla realizowania własnej ryzykownej pasji. Nie rozumiem, ale nie oceniam.
Ja, jako matka, nie rozumiem jak można zostawić małe dzieci z myślą, że istnieje prawdopodobieństwo, że się ich więcej nie zobaczy. Nie rozumiem, ale nie oceniam.
Pewnie łatwiej byłoby mi spojrzeć na samotnego człowieka, który zostawia wszystko dla swojej pasji, ale i tak najczęściej ktoś taki ma rodziców, rodzeństwo, przyjaciół. I tak pozostaje smutek i pustka.
Wanda Rutkiewicz, znana polska himalaistka, która zaginęła podczas ataku szczytowego na Kanczendzangę mówiła:
„Nie powinniśmy osądzać ludzi, którzy szukają niebezpieczeństwa w najwyższych miejscach świata, lub wymagać od nich odpowiedzi na pytanie o sens tego, co robią. (…) Kiedy płacą najwyższą cenę za swoją pasję, powinniśmy po prostu o nich pamiętać”.
Nie osądzam, ale nadal nie rozumiem i nie zrozumiem pewnie. Biorąc pod uwagę komentarze dotyczące tej sytuacji większość ludzi nie rozumie.
Ktoś rozumie?
Rozumieją Ci, którzy potrafią zrobić wszystko dla swojej pasji, którzy przełamują bariery lęku, którzy … igrają z życiem. I nie ważne jaka ona jest, wspinaczka wysokogórska, wspinaczka bez zabezpieczenia, nurkowanie jaskiniowe, surfing i wiele innych, liczy się dawka adrenaliny, którą dostarcza.
Życie
I może to zabrzmi okrutnie, ale nie żal mi Mackiewicza. Zrealizował swoje marzenie oddając za nie najwyższą cenę. Nie wiemy o czym myślał w tym momencie i nie dowiemy się. Żal mi rodziny, którą zostawił, a szczególnie małych dzieci.
I jak tak myślałam o nich, to stwierdziłam, że może nie potrzebny im mój żal, że są dumne z dokonania taty, a może dopiero jak będą starsze, to to zrozumieją.
I dotarło do mnie, że zrobił się wokół tego taki szum, bo ich tata odszedł w wyjątkowych okolicznościach.
A ilu rodziców odchodzi, bo wsiadło po pijanemu za kierownicę?
Ilu rodziców odchodzi, bo nie zadbało o podstawowe zasady bezpieczeństwa?
A czy porzucenie dziecka nie jest gorsze?
Ilu rodziców „odchodzi”, bo wyjeżdża za pracą za granicę i potem tam układa sobie nowe życie?
Ilu rodziców „odchodzi”, bo stwierdziło, że rodzicielstwo to nie dla nich, że tylko ich ogranicza?
Ilu rodziców jest, a tak jakby ich nie było?
Czasami warto pomyśleć zanim się kogoś osądzi.
Jako dziennikarka przygotowywałam kiedyś reportaże o himalaistach. To było, gdy zginął Artur Hajzer. W 2013 roku. Wówczas rozmawiałam z rodzinami, żonami, przyjaciółmi „ludzi Gór”. Wtedy zrozumiałam, że nie tych ludzi nie zatrzyma żona, czy małe dziecko w domu. Oni i tak pójdą w góry.
Rozumiem pasję. Sama swoją przypłaciłam ciężką chorobą, z którą wciąż walczę. Nigdy natomiast nie pozwoliłabym, by moja pasja i jej realizowanie miało bezpośrednie skutki na inne niż moje życie.
Popieram realizowanie pasji, gdy odbywa się to z zachowaniem odpowiedzialności. Bo żadna, nawet największa pasja, nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności.
Moim zdaniem trzeba umiejętnie łączyć pasję z życiem, rodziną, pracą… Dobra organizacja i miłość to podstawa!
Bardzo ciężki temat do dyskusji, bo ile osób, tyle ocen. Najgorsi byli Ci, którzy zapominali, że każdy z nas samodzielnie decyduje o swoim życiu (niestety często błędy, jakich dokonamy, odbijają się również na naszych najbliższych, ale to temat na inna dyskusję). I wcielali się w rolę domorosłych oceniaczy, zapominając o tym, co mądrze napisałaś na końcu. Jest wiele rodzajów „odejść” i okazuje się, że to dla (z?) pasji nie jest wcale najgorsze. Można odejść z głupoty, można odejść z nudów – czy nie lepiej więc odejść spełnionym?
Podobno z pasją jest tak, że albo ktoś ją rozumie bez tłumaczenia albo nie ma sensu tego tłumaczyć. I tak to zostawmy 🙂
Przy każdej decyzji rodziców najgorzej mają się dzieci, bo to zazwyczaj one najbardziej przeżywają…
„Nie oceniam, ale…” mnie rozbawiło, przyznaję 😉
Masz rację, że mamy skłonność do oceniania innych i szacowania po ich śmierci, czy ich czyny były warte tego, jak ich życie się skończyło. Ale prawda jest taka, że ludzie, którzy robią coś z pasji, wiedzą, że warto – przecież jeśli uprawiamy ekstramalny sport wiemy, że istnieje ryzyko. Znamy to ryzyko. To, że często myślimy, że nas nie dotyczy, to inna sprawa. Ale znamy je. I równie dobrze można by wysnuwać podobne pretensje do żon i mężów ofiar ekstramalnych sportów – „po co się z nim/z nią wiązałaś/eś, skoro wiedziałaś/eś, że zajmuje się czymś takim?!”
Bez sensu. Tak jak nie rozczulamy się nad każdym palaczem, tak jak nie rozczulamy się nad każdym kierowcą, tak dajmy innym żyć i umierać tak, jak chcą. Nieważne, jaka to będzie pasja – każda może doprowadzić do śmierci. Naprawdę każda – choć często będzie ona dużo mniej spektakularna i omawiana w mediach. Nie nam oceniać, czy i która pasja jest bardziej wartościowa.
I masz rację: wokół tego zrobił się szum, bo „ich tata odszedł w wyjątkowych okolicznościach”. Ale takie rzeczy zdarzają się na co dzień, często wcale niezwiązane z ekstramalnym sportem. Czasem to zwykła podróż samochodem. Czasem głupi wypadek. Ludzie umierają, po prostu. Czasem dlatego, że wyszli z domu, czasem dlatego, że z niego nie wyszli. Do nich nie mamy pretensji, że „gdyby tylko tego nie zrobili…”, to nic by się nie stało. Nie miejmy też do ludzi, którzy zginęli w ekstramalnych sytuacjach. Współczujmy rodzinie, ale darujmy sobie ocenianie wyborów ludzi, którzy już nie żyją.
Ja bym nie mogła rozwijać swojej pasji kosztem swojej rodziny. Niestety, jeżeli postanowi się z kimś związać na zawsze, trzeba liczyć się z tym, że z niektórych rzeczy trzeba zrezygnować. Zwłaszcza niebezpiecznych pasji.
Bardzo przyjemnie czytało się Twój wpis, na taki nieprzyjemny temat. Pasja ma niesamowitą siłę- ryzykujemy dla niej wszystko, a może ona jest wszystkim? Pytanie chyba nigdy nierozstrzygnięte.
Słowa Pani Wandy mówią wszytsko, nic dodać nic ująć 🙂
Moje pasje nie sa tak ryzykowne, ale rozumiem, co kieruje ludzmi, ktorzy rzucaja wszystko i podazaja za soba.
Kazdy z nas pisze swoj wlasny scenariusz i faktycznie, nikt nie ma prawa nas oceniac.
Nie wiem, o czym myslal kiedy umieral, ale wydaje mi sie, ze wiem, o czym myslal, kiedy udalo mu sie dostac na szczyt.
Dla takich chwil sie zyje.
Gdy czytałam wstęp to tak jakby ktoś mówił o mnie – też nie jestem zainteresowana tym całym natłokiem docierających zewsząd informacji, a mój filtr to mąż. Dodatkowo unikam osób, które cierpią na FOMO i stale starają się pozyskane informacje narzucać innym. Strasznie to męczące!
Bardzo mądry wpis, zmusza do niewydawania pochopnych ocen i skłania do refleksji. Pozdrawiam 🙂
To jest dość ciężki temat, jak ktoś pasji nie ma to ie rozumie tego kto ja ma. Mój mąż wędkuje i też się zawsze martwię jak wypływa, a z wodą to też nigdy nic nie wiadomo. Martwię się a nie mogę mu zakazać tego co kocha… cieżko się o tym mówi
Cieszę się, że moją pasją jest podróżowanie i gdy będę już miał takiego kochanego malucha to będę mógł go zabierać ze sobą w podróż- oczywiście nieco stonowaną, żeby nie stanowiła dla bobasa żadnych zagrożeń.
Dla mnie rodzina jest najważniejsza i nie potrafiłabym tak egoistycznie podejść do swojego życia. Podróżuję razem z mężem i dziećmi i nigdy bym ich ani siebie na nic nie chciała narazić. Pasja pasją, ale są przecież jakieś granice rozsądku!
Zdecydowanie rodzina na 1wszym miejscu, ale pasję zaraz obok 🙂
super wpis, bardzo głośno zrobiło się o tym ostatnimi czasy.