Wspominki, wspominki. To dopiero, a może aż cztery lata po naszym ślubie. Dokładnie 09.06.2012 godz. 12:00. Działo się, oj działo 😉 To był chyba najbardziej zwariowany ślub, wesele i jeszcze bardziej zwariowane przygotowania do niego, ale dzięki temu jest co wspominać, i z czego się pośmiać. Teraz patrząc z perspektywy czasu wiele rzeczy bym zmieniła. Wiem, Ty pewnie też 🙂 Decyzję o ślubie podjęliśmy w momencie kiedy byłam w ciąży z Antoninką. Dodam, że ciąża spontanicznie zaplanowana 😉 O czym możecie przeczytać tu. I mimo, że miałam sugestie, żeby ślub odbył się jeszcze w ciąży to forsowałam, aby poczekać z tym aż urodzę. Z jednej strony nie chciałam oddzielać ślubu od wesela, a z drugiej nie wyobrażałam sobie siebie jako ciężarnej pani młodej. I to nie ze względu na wygląd tylko z chęci zabawy na własnym weselu. Miałabym obawy co do szaleństwa na parkiecie, a nóż urodzę 😉 na środku sali, albo co gorsza może się coś stać z dzieckiem. A że należę do tych osób, co nie potrzebują wspomagaczy i rwą się do tańca nawet jak nikt nie tańczy, to nie wyobrażałam sobie, że mogę przesiedzieć całe wesele albo tańczyć tylko tańce przytulańce. I właśnie dlatego mieliśmy ślub i wesel po urodzeniu Antoninki. Tylko jak się okazuje troszkę za szybko 😉 Pomijam już sam fakt, że w planie uwzględniłam poród naturalny, i to na dodatek w terminie. A tu niespodzianka Tosieńka urodziła się 6 dni po terminie i to przez cesarskie cięcie, po którym przeżywałam koszmar.
Oczywiście jeszcze w ciąży jeździliśmy po 100km żeby załatwiać rożne sprawy związane ze ślubem i z weselem, bo podjęliśmy decyzję, że wszystko odbędzie się w mojej rodzinnej miejscowości. Kierowaliśmy się w tym wypadku głównie czynnikiem noclegowym, a co za tym idzie finansowym. W Opolu mamy 3 osoby z rodziny, a w moich rejonach na tamten czas to były 23 osoby. Jest różnica.
Wesele mieliśmy w Rybniku. Uwaga dla wszystkich tych, przed którymi ten wspaniały dzień dopiero jest. Załatwiając salę weselną wszystko bierzcie na piśmie. My ze względu na odległość i mój odmienny stan niektóre rzeczy załatwialiśmy telefonicznie. W między czasie odszedł manager, z którym wszystko ustalaliśmy, a później właścicielka obiektu pozmieniała warunki. I gdyby nie bliski termin wesela i problemy ze znalezieniem sali, to wycofałabym się z tego. Nie lubię takich działań. W ogóle kilka rzeczy mi się tam nie podobało, ale to już za nami …
W związku z tym, że nie wiedziałam jak będę wyglądać po porodzie sukienkę zdecydowałam się uszyć. Znalazłam krawcową, która po zobaczeniu projektu sukni podjęła się tego wyzwania. I dała radę 🙂 Efekt możecie zobaczyć na zdjęciach 🙂
Dzień przed weselem przybyliśmy już do naszego domu weselnego dopiąć wszystko na ostatni guzik. Biegaliśmy jeszcze kupować alkohol dla barmana. Nie było to łatwe, bo niestety nie wszystko było w jednym miejscu. No ale jak się chce wymyślne drinki, to tak się ma. Barmana polecam, bo to fajna sprawa🙂 Wieczorem ja już usypiałam Antoninkę, a Dawid poszedł rozkładać winietki. Sami zadecydowaliśmy, kto gdzie siedzi. I mimo, że wiem, że nie wszyscy byli do końca zadowoleni, to uważam, że to i tak lepsza forma niż szukanie sobie samemu miejsca. Sama przez to kilka razy przeszłam 😉 W końcu padliśmy wykończeni 🙂 A tu następnego dnia „muszę” być piękną panią modą. I tu się dopiero zaczęło. Wstajemy, jemy śniadanie. Z Antoninką to wszystko trwa dłużej niż normalnie. Znacie to. Dostaję telefon „Ciocia jak chcesz, to możesz iść do mojego fryzjera, bo ja pójdę gdzie indziej”. Czy zdążę? Ok. Dam radę! Wcześniej planowałam sama się uczesać, nie chciałam ryzykować z fryzurą, a na próbną i tak bym nie pojechała. A że i tak musimy jeszcze jechać po jakiś bukiet ślubny dla pani młodej czyli dla mnie 🙂 więc zahaczymy też o fryzjera. Czemu nie? W trakcie czesania trzymałam Tosieńkę na rękach. I gadu, gadu … W końcu pada to pytanie „A Pani od strony Pana młodego czy Pani młodej?” Odpowiedziałam zgodnie z prawdą 🙂 Panią trochę wcięło. No cóż szliśmy na całość 😉 Koniec czesania. Efekt? Dobrze, że miałam za mało czasu, żeby nad tym płakać.
Przyjechał Dawid i szybko pojechaliśmy po bukiet. Tutaj Pani okazała się bardziej kompetentna i zrobiła mi szybko piękną, prostą wiązankę – dwie białe kalie. I dodała, że to był najszybszy bukiet ślubny jaki kiedykolwiek robiła.
Szybko wróciliśmy do domu weselnego przebrać się, bo już zostało mało czasu. Ja jeszcze musiałam się pomalować. Na co miałam całe 10min. I szybko poprawić fryzurę. Dobre okazało się to, że był mocny stelaż z lakieru. Poprzepinałam, pougniatałam i jakoś mogłam pokazać się ludziom 😉
Szybko do USC. Antoninka cały czas nam towarzyszyła. Miała wtedy miesiąc i 9 dni. Dopiero przed pierwszym tańcem przekazaliśmy ją niani, która doskonale się nią opiekowała przez całe wesele. Niestety nie była w stanie zastąpić mnie w jednym, więc co jakiś czas biegałam i karmiłam tego mojego skarbeczka 🙂 Efekt był taki, że sporo mnie na moim weselu ominęło i w końcu też nie wytrzymała tego moja suknia, a dokładniej rzecz ujmując jej zamek, który był ciągle odsuwany i zasuwany. Na szczęście moja suknia była dwuczęściowa i składała się z klasycznej prostej sukienki do kolana i z długiej spódnicy, którą zawiązałam do pierwszego tańca*. W tej sytuacji ściągnęłam sukienkę. Założyłam spódnicę i do tego najlepszą bluzkę jaką wtedy na miejscu dysponowałam. Poszłam się dalej bawić. Potem dotarły do mnie głosy, że miałam przegotowane aż trzy kreacje na wesele. Nigdy nie wiadomo jak niektóre rzeczy zostaną odebrane przez innych 😉 I buty też oczywiście zmieniałam 🙂 Przez kilka miesięcy jak byłam w ciąży nie chodziłam w butach na wysokim obcasie. Odzwyczaiłam się, więc na wszelki wypadek miałam przygotowane balerinki. A w końcu pod koniec wesela tańczyłam boso. Bawiliśmy się świetnie do trzeciej w nocy. A o szóstej rano obudziła nas nasza kochana, dzielna Antoninka 🙂
Tak to było u nas 🙂 Jak było u Was? Wszystko przebiegło według planu czy były jakieś niespodzianki? Kto miał takie zwariowane wesele jak nasze?
*Pierwszy taniec. Okropny dylemat jaki kawałek wybrać. Mieliśmy kilka propozycji, ale żadnej nie czułam. W końcu stanęło na piosence wykonywanej przez Radzimira Dębskiego „You are so crazy”. Zawsze jak słyszę „Jesteś szalona”, to biegnę tańczyć, a wersja tej piosenki wykonana przez Radzimira jest powalająca. A może to dlatego, że po prostu jestem szalona! Zatańczyliśmy ten kawałek bez jakichkolwiek prób. Choć w planach było nawet pójście na naukę pierwszego tańca. Tylko ten brak czasu …
A plener mieliśmy kilka miesięcy później. Taki szalony z przymrożeniem oka 😉 Tak na pamiątkę 🙂
Ślub mieliśmy po czterech miesiącach spotkania się
Chciałam mieć ślub w maju ale odległość jaka nas dzieliła „zmusiła” nas do przyspieszenia uroczystości, wypadło na luty.
Sala piękna!
Były w niej schody prowadzące na piętro na których stały kwiaty. Dopiero w dniu wesela okazało się że te schody nie prowadzą na salę taneczną.
Wszyscy musieli zmieścić się na dole wraz z miejscem do tańca.
Daliśmy radę 😉
Jeszcze wcześniej niespodzianka u fryzjera.
Miałam być czesana ja, moja mamusia, moja siostra i córka mojego męża.
Zapisali o jedną osobę mniej.
Wszystko się przyciągnęło o półtorej godziny.
W sukienkę wskoczyłam dosłownie !!!
Kolczyki już nie chciałam nawet ubierać ale moja siostra mnie zmusiła mówiąc że będę żałować. Zakładałam w samochodzie.
Pierwszy taniec do końca był nie wybrany. Mój mąż jest nietańczący :-/
Poprosiłam DJ aby wybrał coś wolnego.
Trafił w dziesiątkę !!!
Dobrze się znaliśmy to wiedział co będzie mi się podobać.
Nie pamiętam tytułu – piosenka z filmu pt. „Uwierz w ducha”
Na początku przyjęcia okazało się że do restauracji przyjechali niezaproszeni goście.
Trzeba było zorganizować stół, krzesła i dodatkowe porcje jedzenia.
Ale „najlepsze było jeszcze przed nami !!!
Po północy córka męża poprosiła aby Ją zawieźć do domu.
Pojechaliśmy, po drodze wstąpiłam do domu zmienić spódnicę. W drodze na salę mijaliśmy naszych gości z Opola którzy mieli u nas nocować.
Specjalnie naszykowałam kilka pokoi aby mieli przyjemny sen.
Siostra mojego męża powiedziała że my już nie wrócimy.
Goście więc się zabrali i pojechali.
Wesele było mega udane ale do momentu aż się nagle skończyło.
To pokazuje że nigdy nikt nie powinien wtrącać się w decyzje gospodarzy przyjęcia.
Zdjęć nie mamy bo zepsuł się aparat.
Filmu nie mamy bo zepsuła się kamera.
Całe szczęście inna rodzina kręciła film dla siebie i dali nam kopię.
Sesja wciąż przed nami.
Może na któraś rocznicę sobie zrobimy prezent.
Najważniejsze że nasz związek trwa i nie mamy zamiaru przesłać się kochać !!!
Często wspominamy nasze wpadki ślubne i się śmiejemy.
Chyba zrobię jak w filmie „Notting hill” z Julią Roberts i Hugh Grantem. W pewnej scenie siedzą przy stole i każdy ma opowiedzieć jakąś najsmutniejszą historię z własnego życia. Kto najbardziej wzruszy wygrywa kawałek ciasta. Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że jesteś lepsza 🙂 Ciasto jest Twoje 😉
Kocham ciasta., zwłaszcza z kremem !!! 😀
Dla takiej nagrody mogę zrobić prawie wszystko 😉 😀
No to trafiłam na łasucha 😉 To zapraszam na ciasto z kremem 🙂
😀 😀 😀
piękne fotki, pozazdrościć:)